wtorek, 15 września 2015

back to black

Właśnie wróciłam z Książnicy Pomorskiej, gdzie byłam na spotkaniu autorskim z Szymonem Hołownią. Nakarmiona mądrymi słowami już byłego dziennikarza przypomniałam sobie czasy wolontariatu. Dobre czasy. Pomaganie Polskiemu Związkowi Niewidomych w Słupsku nie trwało może megadługo, ale pomoc w przygotowaniach do różnorodnych eventów, rozmowy z ludźmi, którzy przeżyli totalne piekło (i nie tylko), wyjazdy do Warszawy oraz uczenie się radości z drobnostek do tej pory są bardzo miłymi wspomnieniami, które władowały we mnie sporo optymistycznej energii. Wyszłam z Książnicy w dość dobrym humorze, zwłaszcza, że jeszcze jutro Szczecińskie Flow w Galerii K4. Jak tu się nie cieszyć!
Nagle przyszła ona. Zła, zimna, chorobliwie niedobra. Choć jest ze mną od dziecka i powinnam przywyknąć do jej wybryków, nie potrafię i nie znoszę kobiety.
Pani Jesień.

O JAKI PIĘKNY DZIEŃ, OD RANA PADA DESZCZ

Pierwsza połowa drogi do akademika jeszcze dała radę. Słuchawki w uszach, a w nich ulubione nutki, jest dobrze. W którymś momencie poczułam jedną kroplę. Później drugą. Później trzecią. Nie no spoko, z cukru przecież nie jestem. Po trzeciej nie nadążałam już liczyć. Mokra kurka Anulka, przecież każdy lubi moknąć.
Wpadłam do pokoju i pierwsze co zrobiłam - nastawiłam wodę do gotowania. Bez herbaty nie da się udźwignąć takiej deszczowej pogody. Zaraz jakieś apsiking, gluting, kaszling i chusteczking. No i kurde, akurat dzisiaj musiały mi trampki się rozwalić i całe giry mokre. Cudownie. Już powoli zapominałam o Hołowni. Już powoli zapominałam o K4. Wraz z kroplami deszczu do głowy wdzierało mi się to, co nie powinno.


BACK TO BLACK

Jesień ma swoje zalety. Potrafi być cała ubrana w złoto, a lekkie słońce zza chmur wprawia w ruch blask jej zajebistości. Taka Jesień to fajna babeczka.
Dziś jednak jest suką. Okropną. Wredną. Chorobliwą. Suką.
Pomińmy fakt, że pada. Sorry, leje. Odkryłam, że Deszcz to zboczeniec i lubi wdzierać się w różne części ciała i to wcale nie jest przyjemne. Pojawia się jednak coś gorszego, co ta głupia szmira trzyma w ukryciu. Przeszłość.
Tak to jakoś jest, że lubi nam siedzieć w głowie i wyrzucać wszystkie rzeczy z szafy "Było, minęło, weź zapomnij". Jeszcze tak to porozrzuca, że posprzątanie przeszłościowego bałaganu jest niczym innym jak syzyfową pracą. Nie można robić burdelu w czyjejś głowie i sobie tak po prostu uciec od konsekwencji. Podłe w cholerę.
Myślenie o przeszłości to największy shieet jaki mnie łapie podczas tych miesięcy. Niby jest miło, bo włączam sobie dobrą muzę, herbatka bądź kawa w kubeczku, włochate skarpety i te moje spodnie w krowie łaty. Może kominka nie ma, ale jest kocyk w szkocką kratę, nie jest źle. Wiele do szczęścia nie brakuje. Ale. Ta. Durna. Jesień. Jej ulubiony zawód: robienie koktajlu z mózgu.

Mimo tego, że jestem z października, nie cierpię tych nadchodzących dni. Jestem ciepłolubna, nienawidzę wiatru, a legendarna Polska Złota Jesień odchodzi już w zapomnienie na rzecz pizgania i deszczu. Ciągle rozmyślam nad tym, co było, zabijam swoje endorfiny stertą głupot, które powinny mnie czegoś nauczyć i odejść w zapomnienie. I tylko to powinny zrobić. Cegiełki do muru jak najbardziej, niech przeszłość będzie jego solidną podstawą, ale tylko tym. Bez żadnej większej rozbudowy tej części.

Z jesiennych spraw, to lubię tylko zespół Jesienni. Lubię brązowo-pomarańczowo-żółte liście, długie spacery i radość z każdego promyka słońca. Kłócić się nie lubię, więc Zła Poro Roku, pakuj swoje manatki i won, dopóki jeszcze jestem miła. A nie mam za dużo cierpliwości.

Mem: Marta Frej

1 komentarz:

  1. Ja jesieni nie znoszę, niezależnie czy jest ładnie, czy nie. Wpadam wtedy w depresję, która trwa do wiosny...

    OdpowiedzUsuń