czwartek, 26 marca 2015

Nesnesitelná lehkost bytí



Siedzenie ciągle samemu zmusza cię do złego myślenia. Zazwyczaj wtedy przypominasz sobie zdarzenia, których zdecydowanie nie powinieneś sobie przypominać. Słuchasz depresyjnej muzyki, pijesz alkohol, nie przesypiasz nocy.

Na szczęście uciekłam od depresyjnej muzyki i codziennego spożywania procentów. Tylko nie przesypiam nocy. Zamieniłam sen na czytanie. Dużo czytania.

Na początku marca do rąk wpadła mi "Nieznośna lekkość bytu". Napisał ją Milan Kundera, czeski pisarz, wiekowy pan urodzony w 1929 roku. Przeczytałam tę książkę, bo została mi polecona przez kogoś, kto wiedziałam, że poleci coś dobrego. Nie myliłam się. Oprócz ogólnego pozytywnego wrażenia jakie niesie ze sobą "Nieznośna lekkość bytu", Kundera porusza w niej bardzo aktualną i wzbudzającą we mnie wiele emocji kwestię: zdradę, a co za tym idzie seks i związki.

Z czystym sumieniem mówię : ha, jestem wierna. Przede wszystkim sobie. Nigdy, przenigdy, nikogo nie zdradziłam i zdecydowanie tego nie zrobię. Nie mogę niestety powiedzieć, że nie byłam powodem do zdrady. Byłam wtedy również niedoinformowana.

Zdradzanie swojego partnera/swojej partnerki stało się tak powszechne jak wypicie codziennej porannej kawy. Coraz częściej słyszę od znajomych, że zostali zdradzeni bądź sami zdradzają. Ba, w Internecie roi się od wiadomości dotyczących rozstań, poligamii i rozwodów. Pocałunek i dotyk nie mają już takiej samej mocy co kiedyś. Coraz mniej mają związanego z uczuciami, coraz mniej mają związanego z sercem. Zastanawialiście się, dlaczego ludzie prędzej z kimś się prześpią niż spędzą noc pełną przytuleń i czułości? Seks zdecydowanie nie oznacza już bliskości i przynależności do drugiej osoby. Przytulanie za to stało się największym, najbliższym i najlepszym gestem okazującym uczucia.

Najbardziej w tym wszystkim ciekawi mnie zjawisko "sexfriends", albo, tak jak tytuł pewnego filmu, "friends with benefits". Niezwiązek, polegający jedynie na jednym. Dla mnie to bez sensu. Jeśli chcesz dzielić z kimś swoje ciało, powinieneś chcieć też dzielić z nim swoją duszę. Przyjaciele seksu nie uprawiają. Seks wyklucza ich ze słowa "przyjaźń". Sorry, taki mamy klimat. Pomijając fakt, że po pewnym czasie zawsze jedna ze stron poczuje coś więcej. Tracisz nie tylko seks, ale co ważniejsze - przyjaciela. Ups.

Definicja "związku" już nie jest tak klarowna jak kiedyś. Dla każdego jest to pojęcie względne, indywidualne - dla jednych to dzielenie swojego świata tylko z drugą osobą, dla następnych to dzielenie swojego świata z drugą osobą + sexfriendem, a dla kolejnych to pozorne bycie z kimś, ale co z tego, skoro inni też są fajni. Dla mnie to dziwne, bo przecież właśnie o to chodzi w partnerstwie: poświęcić się jednej osobie. Nikt nikogo do niczego nie zmusza. Fuck logic. Albo mam jakieś dziwne zdanie, albo świat jest już tak głupi. Ewentualnie, że "otwarte związki" są fajne dla co niektórych. Nie chcę nawet tego zrozumieć i na szczęście nie muszę.

Zakazany owoc wcale nie smakuje lepiej. Słodko-kwaśne powinno być chińskie żarcie, a nie związki i partnerstwo. Dodanie do tego przyprawy zdrady nie będzie eksperymentem, a zniszczeniem jej. A jeśli ktoś nałogowo, zwłaszcza w tajemnicy, przyprawia swój związek w taki sposób, życzę mu z całego serca rozwolnienia. Zatruj się i bądź zatruty. Amen.

Pozdrawiam, Anula.